BADANIA W KABAALE I SPRYTNY SPOSÓB NA SYMULANTÓW :)
O badaniach pisałam już dużo. Teraz tylko krótkie uzupełnienie. Kolejne dni to były badania na wioskach. Coraz więcej ludzi z zaćmą. Zadziwia mnie, że jest tu tak dużo ludzi po 40 roku życia. A najdziwniejszy był człowiek, który powiedział nam, że ma 102 lata. Zdziwiłyśmy się bardzo, Ksiądz Marek się roześmiał. Ale kiedy ludzie z wioski powiedzieli nam, że ma ok. 90-letniego syna to trudno nie uwierzyć.
Fot. Pacjent, który twierdził, że ma 120 lat. Rozbawiło nas to bardzo, po czym ludzie z wioski powiedzieli, że ma 102 lata, a Jego syn ma 90.
Fot. 102-letni Ugandyjczyk.
Spotykamy trochę symulantów, którzy chcą dostać cokolwiek – okulary słoneczne, krople, albo jakiekolwiek okulary. Na takie osoby mamy już sposób. Badamy widzenie na daleko bez okularów. Udają, że nie widzą, albo tylko największą czwórkę. Kręcą głowa, krzywią się, podchodzą bliżej. Ok. Sadzamy ich ponownie na krześle, zakładamy próbne oprawki i czytamy ponownie. Teraz widzą wszystko, a my zdejmujemy oprawki i pokazujemy, że nie ma w nich żadnego szkiełka. Wszyscy się śmieją i część osób znika. Za każdym razem mamy takich pacjentów. Nie tylko my, do Doktor Ani też przychodzą i pokazują zmiany, których nie ma.
Poniedziałek, 23 marca, był szczególnie trudnym dniem. Badałyśmy pacjentów w wiosce Kabaale. Badania odbywały się w szkole podstawowej, jak na tutejsze warunki bardzo ładnej. Jak zawsze w większych afrykańskich szkołach jest kilka budynków. Ktoś wpadł na pomysł, aby pomoce dydaktyczne wymalować na zewnętrznych ścianach. Na jednym z budynków były pomoce na biologię – szkielet człowieka, serce, nerki, watroba. Na drugim na geografię – Uganda i kraje sąsiednie, mapa Afryki. I tak na każdym budynku, w zależności od klasy, która się w nim uczyła. Zostałyśmy poproszone przez miejscowego katechetę o wizytację klas. I tu zostałam zaskoczona – wszystkie dzieci bardzo ładnie i wyraźnie piszą, wyraźniej niż ja 🙂
Fot. Przed badaniami wizytacja w klasach.
Po wizytacji rozpoczęły się badania – 150 osób do 17.00. Jak zawsze poczekalnia pod drzewem. W innych wioskach czasem ktoś miał duży parasol – i pacjenci stali przed wejściem. Teraz na szczęście nikt nie miał parasola i nie blokowali wejścia.
Fot. Poczekalnia pod drzewem.
I właśnie w trakcie nadleciała kolacja – chmary termitów próbują wedrzeć się do naszego pokoju. Małe, brązowe owady z przeźroczystymi skrzydełkami opuściły swoje termitiery i lecą w kierunku światła. Akurat nasze okna były na ich trajektorii lotu. Część pokonała firankę przerobioną na moskitierę i wpadła do naszego pokoju. Zanim obejrzałyśmy się było ich ze 100. Brat Piotr ze spokojem zaczął łapać je za skrzydełka i zjadał, a my od razu złapałyśmy Repel i cały pokój wypryskałyśmy. I teraz już naprawdę zaczęła się pora deszczowa. Termity opuszczają swoje domy, komarów coraz więcej, w nocy pada, a w dzień jest bardzo wilgotno. Obserwujemy jak przyroda budzi się ze snu, a wokoło robi się coraz bardziej zielono.
Kontynuując temat badań – trudno się bada, gdy nie można się porozumieć, jest 35 stopni, wilgotność 90%. Ale było dobrze, bo kury nie chodziły między nogami, świń nie było dookoła dyspanseru (poradni) i nikt przy ścianie nie gotował na ognisku. Ale przy okazji uczyłyśmy się luganda. Mulso eno – oko lewe, mulso dio – oko prawe. Badając na tablicach obrazkowych pytamy olaba ci – co widzisz, a pacjenci odpowiadali kasoro – patrząc na konia. Kasoro – znaczy zwierzę w języku tubylców. Czasem mówili mbwa – pies.
Chyba ta wilgotność nas wykończyła, bo raczej nie widok koguta, który zjada wielką żabę. Wróciłyśmy około 18 na misję, zjadłyśmy kolację, wykąpałyśmy się, prądu i internetu nie było, więc o 20.30 zgasiłyśmy światło. I spałyśmy 11 godzin 🙂
Następnego dnia pełne sił i energii z pomocą Doktor Ani i Misjonarzy Marka i Piotra zbadałyśmy 230 dzieci ze szkoły podstawowej w Kakooge. Ania i Misjonarze badali ostrość wzroku na daleko, a my resztę. I nie byłyśmy tak zmęczone jak dnia poprzedniego.
Dlatego mogę coś napisać o edukacji w Ugandzie, ale to w kolejnym poście, do przeczytania którego już teraz zapraszam.
Jeździmy do okolicznych wiosek i to co nas uderza – wszędzie widać wypalone tereny, albo wypalane drzewo, albo worki z węglem drzewnym stojące przy drodze. To sposób na utrzymanie tutejszych ludzi. Węgiel drzewny jest towarem. Łatwym, bo bezpłatnym, trzeba tylko zapałki, a reszta sama się zrobi. I na koniec załadować do worków. A nowe drzewa posadzi rząd albo misjonarze, bo o tym nikt nie myśli.
I złotą myślą ugandyjską na dziś kończę tą relację: Bogaci w Afryce nie gotują na węglu drzewnym.
Fot. Brat Marek.
Fot. Ania i Misjonarze badają ostrość wzroku, a my robimy pozostałe badania i rozmawiamy z pacjentami.
Fot. Brat Piotr bada ostrość wzroku.
Fot. Przebadałyśmy ponad 230 dzieci. Dzięki pomocy Doktor Ani, Brata Marka i Brata Piotra.
Fot. Prosto od okulisty pacjent poszedł do dermatologa.
Fot. Wielu dorosłych potrzebuje okulary do czytania.
Fot. Nasz wczorajszy gabinet.
Fot. Ciężko pracowali, ale z uśmiechem na ustach.
Fot. My też z uśmiechem.
Fot. Tym razem Ks. Marek tłumaczył Ani.
Fot. Późnym popołudniem po pracy pakowanie.