CHWILE GROZY – WIZYTA W KAMERUŃSKIM SZPITALU
Opieka zdrowotna w Kamerunie, to temat warty poruszenia. Byliśmy w Nguelemendouka w szpitalu. Nie da się tego dobrze opisać słowami, ale spróbuję.
Na niedzielnej mszy usiadła koło mnie w ławce wystrojona 30-letnia Kamerunka. Na głowie miała zaplecione warkoczyki blond i czarne upięte w elegancką fryzurę. Była obwieszona złotem i miała różową torebkę z dzianiny. Krótko mówiąc, zwracała na siebie uwagę. Obok stał mężczyzna, który także był dość kolorowo ubrany i miał złoty zegarek na ręce. Widać, że to ważne osoby w mieście. Wokoło dzieci w dziurawych spodniach i połatanych koszulkach, które patrzą na tą parę z podziwem. Po mszy okazuje się, że to miejscowy lekarz i wszystko staje się jasne. Ksiądz Darek zaprasza nas do siebie, żebyśmy poznali doktora z żoną. Doktor pochodzi z tych stron, ale studiował w Yaounde i mówi płynnie po angielsku. Dowiadujemy się, że jest chirurgiem. Rozmawiamy i bardzo ciekawe zadajemy mu dużo pytań o jego pracę. Pytamy się, czego mu brakuje. Dowiadujemy się, że doktor ma tylko jeden zestaw narzędzi do wszystkiego – operuje brzuch, kolana, żylaki i jak trzeba, to cesarkę wykonuje. Proponujemy pomoc w zorganizowaniu kolejnego zestawu, a doktor natychmiast się odwdzięcza i zaprasza do szpitala. Dzisiaj o 14 ma zabieg przepukliny. Siostry mówią, że to się tu nie zdarza, więc tym bardziej się cieszymy.
Przed 14 podjeżdżamy pod …. no właśnie pod co? Czy to na pewno szpital. Parterowe baraki, oczywiście czerwone, odrapane i bez okien. Przypominają mi jakieś stare garaże, które nadają się do wyburzenia. Podchodzimy bliżej na podwórko i widzimy pierwsze łóżka wystawione na zewnątrz – metalowe, stare i zardzewiałe metalowe lub wykrzywione i rozlatujące się drewniane. To taka zewnętrzna sala chorych na świeżym powietrzu. Idziemy dalej i szukamy doktora. Po drodze zaglądamy do pozostałych sal chorych. Ogarnia nas jeszcze większe przerażenie. Wszędzie brud, rozlatujące się łóżka i szafki, które stanowią całe wyposażenie sal. Większość łóżek nie ma materacy. Pacjent musi sobie przynieść swój materac, a jak nie ma, to śpi na sprężynach lub deskach. Idziemy dalej i znajdujemy drzwi, za którymi jest małe i brudne pomieszczenie. Już z daleka widzimy pajęczyny na ścianach. Nie chcemy zaglądać, bo wydawało nam się, że to toaleta. Jednak nie, bo z środka ktoś nas woła. Wchodzimy i okazuje się, że to jest myjnia przed salą operacyjną. Brudne okno, stara drewniana szafka, a na niej dwie metalowe miski. To ma być myjnia!! A dalej? Dalej przestajemy się odzywać do siebie i tylko robimy coraz większe oczy. W końcu wchodzimy na salę operacyjną. Na stole leży młody mężczyzna, który ma ręce i nogi przywiązane do stołu. Rozmawia z doktorem ubranym w jeansy i bez koszuli, za to w białym ceratowym fartuchu takim jak używają rzeźnicy. Po drugiej stronie stołu stoi czysta instrumentariuszka, ubrana w normalny fartuch operacyjny. Wszyscy mają maski na twarzy, ale czapki na głowie już nie. Doktor podaje znieczulenie miejscowe w okolicy pachwiny, gdzie będzie operował przepuklinę. A my w milczeniu rozglądamy się wokoło. Zardzewiała szafka na leki, rozlatujący się stołek, stolik operacyjny pokryty rdzą, na którym leżą narzędzia. Drugi stolik w podobnej kondycji stoi w rogu. Znajdują się na nim puszki do sterylizacji. Dla mnie te puszki, to jedyna normalna tutaj rzecz. Pajęczyny na oknach dopełniają obraz sali operacyjnej. Obłożenie wielorazowe, rozdarte pośrodku, zostaje położone na pacjencie. Doktor ubiera rękawiczki i zaczyna zabieg. Jest bardzo sprawny, operuje szybko i bez zbędnych ruchów. Całkiem profesjonalnie. Ponieważ nie ma wszystkich narzędzi, widzimy jak instrumentariuszka zamiast łyżki chirurgicznej wkłada do brzucha… łyżkę stołową.
Rozmawiamy z pacjentem. Nic go nie boli i czuje się dobrze. To student trzeciego roku medycyny. Zabieg trwa tylko 20 minut. Na koniec szycie i już po wszystkim. Doktor podaje pacjentowi ubranie i buty, a chłopaka/pacjenta spotykamy przed wejściem na salę operacyjną. Wita się z matką, a doktor każe jej wynieść zużyte materiały i wyprać obłożenia w misce z wodą stojącej przed budynkiem. Wszyscy są zadowoleni, a my zastanawiamy się, gdzie tu sterylność. Oby nikt z nas nie zachorował.
Dochodzę do wniosku, że w Kamerunie są wykształceni i dobrzy lekarze. Problemem jest bark odpowiedniego sprzętu i warunków. Warto podkreślić, że doktorowi, którego pracę mogliśmy obserwować, bardzo rzadko zdarzają się komplikacje spowodowane powikłaniami po zabiegach i operacjach. Przy takim tych warunkach i poziomie sterylności, to bardzo duży wyczyn.
Na drugim biegunie opieki zdrowotnej w Kamerunie znajduję się placówki prowadzone przez katolickie siostry. Bardzo czyste i wykafelkowane sale, w których panuje porządek i są codziennie sprzątane. Byliśmy w 3 i we wszystkich panowały bardzo przyzwoite warunki. Zapamiętałam 20-letni sterylizator, który był świetnie utrzymany. Niestety takie warunku panują tylko w placówkach, gdzie pracują biali ludzie.
Jeszcze kiedyś o tym napiszę. Teraz pojawił się internet i trzeba wysyłać, bo za chwilę może go już nie być.