Dr Filipecka o eboli

ebolaPo raz pierwszy stwierdzona w 1976 roku w dwóch odrębnych miejscach – w Zairze i w Sudanie. Pierwszy raz wirus został wyizolowany u pacjenta z małej wiosce w Zairze, leżącej nad rzeczką Ebola. Stąd nazwa wirusa.

Kolejny raz potwierdzono zachorowania na Ebolę w Sudanie w 1979 roku. W latach 1995-1996 pojawiły się ogniska w Gabonie i Zairze i małe ogniska zachorowań pojawiały się w Republice Konga czy Ugandzie na początku XXI wieku.

Obecna epidemia rozpoczęła się w prefekturze Gueckedou w Gwinei w marcu 2013 roku. Do maja 2014 roku choroba rozprzestrzeniła się na dwa sąsiednie kraje Liberię i Sierra Leone. W maju 2014 roku utracono kontrolę nad tą chorobą. Dlaczego? Kto był w Afryce, ten łatwo sobie może to wyobrazić. Wielu ludzi żyjących w jednym miejscu, w jednoizbowej chacie nierzadko śpi kilku- lub kilkunastoosobowa rodzina. Ludzie często się przemieszczają, upychając się po kilkudziesięciu w małych busach. Jadą sprzedać swoje produkty, odwiedzić rodzinę, zawieźć dzieci na wychowanie do krewnych. Tam śpią znów w jednej izbie z kilkunastoma osobami i wracają tym samym przepełnionym pojazdem. Wokoło zawsze było i jest wielu chorych, najczęściej na malarię. Nikt się nimi specjalnie nie przejmuje. Na malarię chorują lub chorowali wszyscy. Każdy miał gorączkę, był osłabiony, do tego biegunka, wymioty. To w Afryce codzienność. Ciekawe ilu ludzi oda marca do czerwca 2014 roku wiedziało w Gwinei, Liberii lub Sierra Leone, że wybuchła Ebola? A ilu wiedziało co to jest? Prawdopodobnie niewielu, brak prądu powoduje, że informacje docierają z opóźnieniem albo wcale. Dlaczego wykradali chorych ze szpitala albo chorzy nie szkli do szpitala? Dlaczego uciekali, żeby nikt nie zobaczył, że są chorzy? Bo w szpitalu się umierało, bo nie dopuszczano rodziny, a przecież w Afryce umiera się wśród bliskich. Nie możemy oceniać tego naszymi, europejskimi kategoriami. W Europie podejrzany o Ebolę znajduje się pod obserwacją natychmiast, robione są zaawansowane badania, aby potwierdzić lub wykluczyć chorobę. W Afryce trafia do szpitala człowiek już bardzo chory, którego najczęściej nie można uratować. I najczęściej umiera. Czyli myśląc po afrykańsku w szpitalu się umiera, do szpitala nie należy pójść, bo tam się umiera. Do tego trudno wytłumaczyć ludziom, z których większość nie umie czytać ani pisać, że choroby są zakaźne i w jaki sposób się przenoszą.

Pamiętam moje zdziwienie, gdy usłyszałam do murzyńskich pacjentów chorych na AIDS, że chorobę można przekazać innej osobie przez kontakt seksualny, a samemu się wtedy zdrowieje. Takie jest myślenie wśród prostych ludzi w Afryce, a takich jest większość.

Do tego brak bieżącej wody, wysokie temperatury, kontakt z wydzielinami ciała innych ludzi to wszystko sprzyjało rozprzestrzenianiu się tej choroby. Ponieważ zarazić się można poprzez fizyczny kontakt z chora osobą, albo płynami ludzkiego ciała – krew, ślina, mocz, łzy, pot, mleko, kał, sperma.

W lipcu 2014 roku stwierdzono pierwsze zachorowania w Nigerii, w sierpniu w Senegalu, gdzie zmarł młody człowiek, który przyjechał z Gwinei, a w październiku dwuletnia dziewczynka zmarła w Mali po przyjeździe również z Gwinei.

Według raportu WHO do 21 grudnia br zmarło 7580 osób, w tym w Liberii 3376, w Sierra Leone 2582, w Gwinei 1607, Nigerii 8, Mali 6. Tylko w trzech pierwszych wymienionych krajach w dalszym ciągu są nowe zachorowania. Ogółem zachorowało w 2014 roku na Ebolę ok. 20 tys. Osób.

 

I dla porównania na malarię choruje rocznie ok. 200 milionów ludzi, umiera rocznie 2-3 milionów. Jest to najczęściej występująca choroba zakaźna na świecie