FAQ, CZYLI JAKA JEST TANZANIA, JAK JEST NA MISJI, CO ROBIMY PO PRACY….
O dzisiejszych badaniach albinosów pisałam wcześniej. Dlatego mogę teraz spokojnie odpowiedzieć na zadawane często pytania: a jak jest na misji, co robicie po pracy, jaka jest Tanzania?
Jak jest na misji? –na razie ciemno, bo nie ma prądu. Nie było rano, nie ma teraz, czyli o 18.40. Ale w Kiabakari nie jest to duży problem, ponieważ wszędzie są solary i światło jest. Nie mogę tylko naładować laptopa, nie ma ciepłej wody, ale to nie są problemy. Kiedyś będzie ten prąd. Tak się zastanawiam czy to bieg okoliczności, ale przed zaprzysiężeniem nowego Prezydenta prąd był prawie cały czas, a potem już nie? Tego się nie dowiem. Na misji jest teraz bardzo dużo wolontariuszy. Troje lekarzy z Polski z projektu MSZ-tu, psycholożka z Kanady, wolontariusze Okuliści dla Afryki no i oczywiście gospodarz Ks. Wojciech, który bardzo lubi gdy się coś dzieje. No to się dzieje!!
W ciągu dnia każdy ma swoje zadania, ale wieczorami siadamy i rozmawiamy na tematy lekkie, łatwe i przyjemne, a czasem trudne i nie do zrozumienia. Tak jak pewnego wieczoru po obejrzeniu filmu o zagładzie w Ruandzie. Ks. Wojtek, który przebywa w Tanzanii od 25 lat jest chodzącą encyklopedią wiedzy o Afryce i opowiadał nam co się wtedy działo. Jak dwa miliony Tutsi przybyło do Tanzanii z Ruandy, jak zostali zaopatrzeni w broń przez białych, jak zaczęli się szkolić w walce zbrojnej i jak wojsko tanzańskie doprowadziło do tego, że wrócili do Ruandy. Jak przedstawiciele krajów zachodnich, którzy mieli zaprowadzić porządek mieszkali w hotelu w Mwanzie, a w tym czasie w ciągu 94 dni zamordowanych zostało milion ludzi.
Od. Ks. Wojtka dostaliśmy wiele informacji nt. zwyczajów w Tanzanii. Takich dobrych jak ten, że mężczyźni płacą za wszystko. Kobieta gdy pracuje, to wydaje zarobione pieniądze na fryzjera, manicure, komórkę i ciuszki. Ale z drugiej strony wiele kobiet jest bitych, teroryzowanych, zmuszanych do seksu analnego. Dlatego według ostatniego spisu powszechnego 1/3 rodzin w Tanzanii to samotne matki. Kobiety chcą mieć dzieci, ale nie chcą mieć mężów.
W trakcie pobytu w każdym kraju staramy dowiedzieć się o nim jak najwięcej, szczególnie o edukacji i zdrowiu. W Tanzanii szkoły rządowe są bezpłatne. Podstawówka trwa 7 lat. Potem dzieci, które zdały egzamin, mogą iść do 4 – letniej szkoły, odpowiednik naszego gimnazjum i dalej do 2 letniej, odpowiednik naszego liceum. W szkole podstawowej dzieci uczą się języka angielskiego, ale wykładowym jest suahili. Studia są już płatne, chyba, ze ktoś otrzyma stypendium rządowe, które spłaca po rozpoczęciu pracy. Teraz do szkoły chodzi około 40% dzieci. Za czasów prezydenta Nyerere do szkoły chodziło 80% dzieci. Ludzie z wiosek przenosili się do wiosek, gdzie była szkoła. Albo byli przenoszeni siłą.
W liceum, podobnie jak na uczelniach wykładowym jest angielski. Ale Tanzania to kraj o bardzo nacjonalistycznych trendach. Angielski jest uważany za język kolonistów. Co więcej przez wiele lat trwało wyniszczanie języków lokalnych. Dzieci w szkołach były bite, za ich używanie. Aż udało się uzyskać jednorodność językową i suahili stał się językiem narodowym. Nie tylko uzyskano jednorodność językowa, ale także plemienną. Od lat 70-tych jest mieszanie etniczne przeprowadzane konsekwentnie. Gdy ktoś kończy uniwersytet dostaje możliwość pracy w trzech różnych miejscach – ale nie w swoich okolicach. Łatwiej jest kierować ludźmi, którzy nie mają kontaktu ze światem, bo nie znają angielskiego i jeszcze są daleko od swoich korzeni.
Z nacjonalizmem spotykaliśmy się w trakcie badań. Pacjent w bardzo dosadny sposób poinformował mnie, że w tym kraju mówi się w suahili i jak tu przyjechałam to też powinnam go używać, a nie swojego angielskiego. Powiedziałam, że mój język to polski, a jedyny w którym możemy się porozumieć to angielski. Tłumaczka, nie chciała tłumaczyć, bo powiedziała, ze facet zna angielski, on się zaciął i mówił tylko w suahili. A ja po wieku i refrakcji i tak wiedziałam z czym ma problem. Mówiłam do niego po angielsku i dopiero, gdy powiedziałam, że potrzebuje okulary do czytania i może je dostać zaczął rozmawiać w tym języku. Pierwszy raz odkąd podróżujemy po Afryce ktoś tak się zachował. Zawsze staramy się nauczyć kilku słów w lokalnym języku, które są nam potrzebne do pracy. Ale jest to nasza dobra wola, a tak na prawdę to ułatwia nam prace. Ale w żadnym kraju nikt nie oczekiwał tego od nas.
W Tanzanii również po raz pierwszy spotkałam się z jawnym rasizmem czarnych wobec nas. Słowo Mzungu jest tu wypowiadane w sposób niemiły, żeby nie powiedzieć obraźliwy, zawsze z jakimś dodatkiem, którego nie rozumiemy, a którego nasi czarni przewodnicy nie chcą tłumaczyć. Tak było na targu w Kiabakari, gdzie doskoczyło do mnie i do Agnieszki dwóch handlarzy butów. Zaczęli wykrzykiwać donośnie Mzungu…. I coś tam jeszcze, czego nie rozumiałyśmy, a czego Aurelia, kucharka Ks. Wojtka, która była z nami, nie chciała tłumaczyć. Zaczęli łapać nas za ręce, pokazywać na skórę. Było niefajnie. Ta prowincja wg Ks. Wojtka różni się od reszty Tanzanii, ludzie są butni i agresywni. W okolicach turystycznych podobno jest inaczej.
Jutro ostatni dzień badań i po ich zakończeniu od razu jedziemy do Mwanzy. Zacznie się nasza droga powrotna. Już dzisiaj wiem, ze warto było tu, do Kiabakarii przyjechać. Przebadaliśmy kilkuset pacjentów, rozdaliśmy kilkaset okularów. Na koniec jak zwykle na naszych misjonerach zabrakło okularów. Ludzie byli zadowoleni z naszych badań i w drugim tygodniu musieliśmy ograniczyć ilość przyjmowanych pacjentów, bo każdego dnia przychodziły tłumy. Jak już pisałam wcześniej wielu pacjentów miało zaćmę. Warto się nad tym pochylić i zastanowić co dalej. Ale na to będzie czas po powrocie. Chyba to ostatnia relacja, bo jutro nie będzie czasu. Ale może…
Fotogaleria w kolejnym poście. Zapraszamy!