POLACY W UGANDZIE
Jadąc do Ugandy, wiedziałam, że w latach 40-tych XX wieku żyli tu Polacy. Bardzo chciałyśmy zobaczyć to miejsce i poczuć historię Polski w tak odległym od naszej Ojczyzny miejscu.
Ze Związku Radzieckiego udało się ewakuować z Armią Generała Andersa około 18 tysięcy polskich dzieci i kobiet, które się nimi opiekowały. Przez Iran część z nich dotarła do Ugandy. Znaleźli się w dwóch ośrodkach – jeden na półwyspie Koja, który odwiedzimy w drodze powrotnej, a drugi w wiosce o nazwie Nyabyeya, niedaleko miejscowości Masindi. Masindi leży od naszej misji ok. 150 km. Dzięki Bratu Piotrowi mogłyśmy tam pojechać. Większość drogi przejechałyśmy asfaltem, ale ostatnie 30 kilometrów czerwoną, szutrową, typową afrykańską drogą.
Fot. I.Filipecka. Tą ścieżką dojechaliśmy do polskiego kościoła.
Przejeżdżamy przez małą wioskę Nyabyeya (wymawia się Niabieja – dla nas od razu Nadzieja), dalej wąską drogą wśród zieleni dojeżdżamy do ogrodzonego terenu szkoły wyższej dla leśników. Nadciągają ciemne chmury. Widzimy duży teren, wiele budynków, a nas interesuje tylko mały, okrągły gliniany domek z dachem z blachy falistej i otwartą okiennicą. Ten domek 73 lata temu wybudowali Polacy, tu mieszkali, cieszyli się, płakali, tęsknili za Ojczyzną i myśleli o powrocie do wolnego kraju.
Fot. I.Filipecka. To oryginalny dom, w którym w latach 43-47 mieszkali polscy emigranci.
Po drugiej stronie drogi, poza terenem szkoły, widzimy kolejne dwa okrągłe, połączone ze sobą. Są zamieszkałe. Na dworze suszy się pranie, przed domem jest kuchnia jak to zwykle w Ugandzie. Wyobraziliśmy sobie jak to było jak mieszkali tu Polacy. Głownie dzieci, w większość z nich była sierotami, kobiety, które się nimi opiekowały, nieliczni, niezdolni do walki mężczyźni. Opuścili zimny, nieprzyjazny kraj z nadzieją na lepsze jutro. Przebyli trudną drogę przez Iran, Indie statkiem do portu w Mombasie w Kenii. Potem w upale długa droga w głąb lądu, przez wyżynne tereny Ugandy, tym czasie pod protektoratem Wielkiej Brytanii. Szok termiczny – minus 40 stopni na Syberii tutaj plus 40 stopni. Byli wolni, to najważniejsze, ale łatwo nie mieli. W środku buszu, w obcym państwie, otoczeni ludźmi o innej, nieznanej kulturze. Jesteśmy tutaj, wiemy jak czasem jest ciężko, jak życie uzależnione jest od natury. Brak deszczu w porze suche utrudnia życie, trudniej jest o żywność. W porze deszczowej komary, które roznoszą śmiertelną malarię.
Fot. I.Filipecka. Dom polskich emigrantów.
A mimo to Polacy żyją nadzieją. Budują kościół ku uczczeniu Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej. Do tego kościoła na wzgórzu (dawniej nazywanym Wzgórzem Wandy) dojeżdżamy wąską, raczej ścieżką niż dróżką. Spadają, pojedyncze duże krople deszczu. Wychodzimy z samochodu. Idziemy w kierunku polskiego kościoła i cmentarza, na którym spoczywają uchodźcy, którzy nigdy nie dotrą do Ojczyzny. Rozpoczyna się tropikalna ulewa. Kościół jest obecnie w remoncie. Polonia z Kanady, sponsoruje i nadzoruje ten remont. Kościół otoczony okrągłymi, podpierającymi go belkami. Widać nowy dach z blachy falistej i witraże w oknach.
Fot. I.Filipecka. Polski kościół w Nyabyeya, Uganda.
Fot. I.Filipecka. Mimo remontu raz w miesiącu przyjeżdża ksiądz i odprawia w niedzielę mszę.
Do wejścia głównego prowadzą schody, a przy drzwiach są tablice z napisem w czterech językach: Ten kościół ku uczczeniu Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, wybudowali wygnańcy polscy podczas tułaczki do wolnej ojczyzny. Milczymy, łzy mieszają się z kroplami deszczu.
Fot. I.Filipecka. Tablica przy drzwiach kościoła.
Idziemy na cmentarz. Polskie groby, polskie nazwiska, Groby i brama wejściowa zostały odnowione w 2009 roku przez grupę polskich studentów-historyków Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Wszystkie płyty i krzyże szare, cementowe. Jest ich około 40. Jeden, w rogu niebieski z obrazkiem Maryi. Brat Piotr mówi nam, że spotkał kiedyś syna kobiety, która jest tu pochowana. Syn co roku przyjeżdża na grób Matki, teraz przyjeżdża ze swoim synem, aby pamiętał.
Fot. I.Filipecka. Polski cmentarz w Ugandzie.
Fot. I.Filipecka. Polski cmentarz w Ugandzie.
Przemoknięte do przysłowiowej „suchej nitki” wracamy do kościoła. Wejście główne jest zamknięte, ale od tyłu właśnie zauważamy jak murzynka żegna się i wchodzi do środka. Potem wychodzi i wystawia miskę, łapie deszczówkę. Pytamy czy możemy wejść do środka. Radośnie odpowiada, że tak. W środku druga kobieta myje podłogi – przygotowania kościoła do jutrzejszej niedzieli. Raz w miesiącu przyjeżdża ksiądz i odprawia mszę. To właśnie jutro. Wyszliśmy z zakrystii wprost na ołtarz. W kościele również podpory drewniane, droga krzyżowa z polskimi napisami, podobno bardzo piękna zdjęta do renowacji. Podobnie jak Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Figury na ołtarzu zasłonięte folią. Chwila modlitwy, ciszy, skupienia. Wychodzimy. Kobiety, teraz obie myją podłogi. Żegnają nas uśmiechem. Stoimy na zewnątrz, deszcz jak nagle się zaczął tak nagle przestał padać. Przed nami piękny widok na rozległą wyżynę wschodnioafrykańską. Rozmyślamy o dalszych losach Polaków, którzy kiedyś się tu modlili. W 1948 roku opuścili to miejsce. Część znalazła się w Kanadzie, część w Wielkiej Brytanii. Nie wiemy gdzie jeszcze i ilu powróciło do Kraju. Trudna jest nasza historia.