I RELACJA DR FILIPECKIEJ PROSTO Z TANZANII

Relacja I

Połączenie deszczówki i  afrykańskiej kawy daje doskonały smak i aromat. Siedzę na misji w Kiabakarii i odpoczywam po długim locie z przygodami. Jak to bywa w Afryce, wiele rzeczy jest dla nas niezrozumiałych. Tak też było na międzynarodowym lotnisku Kilimandżaro. Po długim locie międzykontynetalnym, leciałyśmy z Agnieszką z Nairobii małym samolotem linii Precision Air. Już w Nairobii zdziwiłyśmy się, kiedy przy bordingu zabrano nam bilet i w zamian wydano dwa. Na każdym ten sam lot, ale inne miejsce. Że samolot ma międzylądowanie w Kilimandżaro wiedziałyśmy, ale czemu mamy zmieniać miejsca?? Okazało się, że na lotnisku w Kilimandżaro stał drugi samolot, bliźniak naszego. Pasażerowie,  wysiedli, a my zostałyśmy czekając co dalej. Na lotnisku podejmowano decyzję, który leci na Zanzibar a który do Mwanzy. Właściwie oba kierunki nam się podobały, więc mogłyśmy polecieć każdym. Samolot w którym siedziałyśmy niestety leciał na Zanzibar i musiałyśmy wysiąść. W eskorcie obsługi lotniska minęłyśmy stojący samolot do Mwanzy, wręczono nam zielone kartki z napisem transit i wprowadzono w jedne z dwojga drzwi do budynku. Czekamy. Przychodzi człowiek w zielonej kamizelce i pokazuje, że mamy iść za nim. Idziemy. Przechodzimy na drugą stronę budynku, wyprowadzają nas na zewnątrz. Pomyślałyśmy, że ani Zanzibar ani Mwanza tylko zostajemy w Parku Kilimandżaro. Ale nie, mijamy postój taxi i 10 metrów dalej wchodzimy ponownie do budynku. Bagaż podręczny – do sprawdzenia wrzucamy na taśmę w całości. Przeszedł bez wyjmowania laptopów, telefonów i litrowych butelek ze szlachetnymi trunkami ze strefy wolnocłowej. Idziemy dalej do hali odlotów. Kolejna kontrola bagażu – tym razem ktoś zauważa nasze leki zapobiegające biegunce, czyli trunki szlachetne. Nie dajemy ich sobie odebrać – w końcu od nich zależy nasze zdrowie! Po tej odprawie prowadzą nas do samolotu. Wychodzimy na płytę lotniska, drzwiami odległymi o 2 metry od tych, którymi je opuszczałyśmy.  l  idziemy dokładnie tą samą ścieżką po płycie lotniska, którą szłyśmy 30 min wcześniej.

Tak na rozum prosto było przejść 20 metrów z samolotu do samolotu. Ale w Afryce tak się nie da. Dodam, że nie ma systemów elektronicznej kontroli biletów, ani skanowania paszportów, które mogły by wytłumaczyć naszą wędrówkę po lotnisku.

Szczęśliwie po godzinie lotu doleciałyśmy do Mwanzy. I jak zawsze na lotniskach w Tanzanii – najpierw odprawa zdrowotna. Mniej restrykcyjna niż rok temu w Dar es Salam, gdzie mierzono nam temperaturę ciała. I potem imigration – wniosek wizowy, 50$, widzimy nasze walizki  i już wydawało nam się, że huuura. A tu niespodzianka. Nasze bagaże znalazły się we władaniu służb celnych. I jak odpowiadać na pytania, żeby na nie odpowiedzieć i to po angielsku i w taki sposób, żeby nikt tych walizek nie otworzył. Adrenalina na 150%, w angielskim wzniosłam się na poziom dla mnie nieosiągalny w normalnych warunkach i udało się. Walizki bez sprawdzania  opuściły budynek lotniska w Mwanzie. Dla tych, którzy nie  jeżdżą na misje informacja – nie wozimy marychy, broni ani niebezpiecznych narzędzi. Natomiast dla służb celnych afrykańskich każda rzecz jest dobra do oclenia i pobrania kasy od przyjeżdżających. I często wartość cła jest wyższa niż wartość rzeczy do oclenia. Taka Afryka jest.

Byłyśmy tu z Agnieszką rok temu, wtedy były wybory, nowy prezydent, zmiany. I teraz widzimy nową Tanzanię. Wszędzie limity prędkości- 50 km w terenie zabudowanym podobno, bo w odległości 50 od drogi stoi jedna chata. To powoduje, że z Mwanzy do Kiabakari jedziemy 3,5 godziny. W ubiegłym roku tylko 2, bez łamania przepisów. Ciekawa informacja od policjanta – każdy policjant ma dziennie  wręczyć 9 mandatów i co za tym idzie ściągnąć pieniądze do państwowej kasy.

Wprowadzono Vat na usługi turystyczne – zaprzyjaźniony właściciel biura Safari mówi, że jest szczyt sezonu, a u niego stoją puste auta. Tanzania stała się za droga. Turyści jadą do Kenii, RPA.

„Dobra zmiana” także w Tanzanii.

Przestrzegając limitu 50 km/h dojeżdżamy do Kiabakari. I radość nas rozpiera. Piękna klinika okulistyczno-dentystyczna stoi, prace wykończeniowe na zewnątrz i w środku trwają. Konrad dentysta montuje unit z inżynierem firmy medycznej, my widzimy nasze meble, paczki i gabinety przygotowane dla nich.

Ruszamy do pracy.

Iwona Filipecka

 

Zapraszamy do obejrzenia krótkiej fotorelacji poniżej:

20-10-2016_x-misja_1

Fot. Montaż unitu u stomatologa

20-10-2016_x-misja_2

Fot. Nasze meble i paczki już czekają

20-10-2016_x-misja_3

Fot. Po południu jesteśmy na próbie orkiestry dętej. Orkiestra specjalnie stworzona na uroczystość otwarcia ośrodka okulistyczno-dentystycznego i szkoły. Grają niecałe 5 tygodni, a wychodzi im jakby trenowali pół roku 🙂