Z WIZYTĄ U KRÓLA – SZEFA BANJUR

Wyjechaliśmy z Jaunde do Baffousam, stolicy najbardziej zaludnionego regionu Kamerunu, zamieszkanej przez lud Bamileke – najliczniejszą grupę etniczną w kraju i wyznający islam lud Bamouns.

Po drodze w Banjur zwiedziliśmy tzw. muzeum. Nie jest to jednak, tak jak u nas miejsce do gromadzenia obiektów historycznych czy artystycznych. W tutejszym znaczeniu muzeum to księstwo, które jest częściowo udostępnione do zwiedzania. Jest w nim Król powszechnie nazywany Szefem. Mieszka w murowanym, podobnym do europejskiego domu. Otaczajac go nieco mniejsze, okrągłe domy jego licznych żon. Zasłonięte murem, widoczne są tylko ściany bez okien i skośne, kryte strzechą dachy.

Łup… spadła mi walizka na laptopa. Piszę, gdy jedziemy samochodem i akurat przejechaliśmy przez wrednego dodana. Odpowiednik naszego sierżanta na drodze, tylko wąski i wysoki. Jedziemy w szóstkę i żeby rozłożyć się z laptopem usiadłam w trzecim rzędzie. A koło mnie nasze bagaże i jak się okazało czasem na mnie.

Wracając do żon, ten Szef ma ich 60. Część odziedziczył po poprzedniku, to już starsze kobiety, które w ten sposób zachowują prawo do życia w tej wspólnocie. Ale jesli któraś z nich chce odejść, to może się rozwieść i wyprowadzić. Poza odzidziczonymi szef ma też własne żony, które sam sobie wybrał. Z wyborem nie ma wiekszego problemu, gdyż każda rodzina chętnie oddaje córkę Szefowi. Jest on bogaty i wpływowy. Szef z Banjur jest Senatorem i poza swoim majątkiem ma stałą, niemałą pensję rządową. Każda żona ma swój dom, gdzie mieszka z dziećmi. Niestety nie udało nam sie dowiedzieć, jak często Szef je odwiedza, ale podobno w razie problemów, żony i dzieci do Króla mogą przyjść zawsze.

Przewodnik zaprowadził nas do budynku, w którym przechowywane są rzeczy związane z rytuałami, w których uczestniczy Król. Były tam trony, ozdoby na głowę, faje, figurki ludzi i zwierząt. A wszystko drewniane lub drewniane ozdabiane muszelkami. Muszelki kiedyś były na tych terenach walutą i obecnie dalej są symbolem bogactwa.

Na zdjęciu drewniana figura ozdobiona muszelkami.

Kolejny budynek mieści jedynie okrągłą, dużą salę, w której obraduje Król ze swymi notablami. Gdy, do niej wchodzimy jest zupełnie pusta. Tylko na obrady wnoszą tam tron i inne potrzebne rzeczy. Za tym budynkiem zaczyna się tajemniczy las. Odgrodzony murem, zakazany dla nas. Przewodnik nie chce o nim za dużo opowiadać. Tam odbywają się rytuały, sądy, czary. Tam również zabija się ludzi, ale o tym nie opowiada się białym.

Wyjeżdżamy z lekkim niedosytem. Tyle widzieliśmy, ale ile jeszcze nam nie pokazali?

Na zdjęciu Iwona Filipecka (Okuliści w Afryce) i Konrad Rylski (Dentysta w Afryce) z posagiem króla, przed wejsciem do jego posiadłości.

Z Banjur jedziemy do Bafusam, ale o tej wizycie już w następnym poście. Zaraz skończy się internet, a muszę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy.

Iwona